wtorek, 9 sierpnia 2011

Nikt nie jest za duży by upaść.

Czy ktoś jeszcze pamięta, kiedy w 2008 o pogrążonych w pierwszej fali kryzysu instytucjach finansowych mówiło się, że są "za duże by upaść?" Ja pamiętam nawet felietonistów gromiących przeciwników różnego rodzaju pakietów antykryzysowych i twierdzących, że tacy ludzie chcą powrotu Hitlerów i Mussolinich. Państwa na całym świecie wpompowały więc w twory "za duże by upaść" biliony dolarów. Okazało się jednak, że nawet same państwa mogą upaść, że Europa może z dnia na dzień zacząć przypominać Bliski Wschód a Ameryka po raz pierwszy w historii stracić pełną wiarygodność kredytową. Teraz prawdopodobnie stoimy więc u progu jednego z największych kryzysów ekonomiczno-finansowych w historii ludzkości, kryzysu o skutkach już absolutnie nieprzewidywalnych. Doprowadziły zaś do niego podobno stabilne i zamożne, demokracje. Być może rację mieli klasycy, którzy od czasów Machiavellego twierdzili, że demokracja bez republikańskiego etosu wspólnoty i odpowiedzialności to najbezpieczniejszy system polityczny z możliwych.
Staram się przy tym wszystkim nie popadać w nastroje apokaliptyczne, ale muszę przyznać, że w obecnej sytuacji doceniam myśl biblijną. Biblia bowiem konsekwentnie przestrzegała, że tylko i wyłącznie sam Najwyższy jest zbyt wielki by upaść. Wszytko inne zaś nie tylko może ale i też w końcu upadnie.