Niechęć do American Dream wynika bowiem z uproszczonego spojrzenia na przepaść finansową jaka dzieli najlepiej zarabiających od reszty. Nie zauważa się jednak jak często całkiem zamożni ludzie tracą niemal wszystko, a jak wiele osób znikąd, często emigrantów w pierwszym pokoleniu potrafi, ot tak, dojść do znaczących pozycji. Niemiecki badacz Olaf Gersemann w swoje książce „Cowboy Capitalism” zauważył jeszcze jedną interesującą prawidłowość. Otóż, w jakże bezlitosnym amerykańskim systemie odpłatnych studiów znacznie większy niż w Niemczech odsetek absolwentów to pierwsze pokolenie, które w danej rodzinie zdobywa wyższe wykształcenie. Często potrzebne są stypendia i pożyczki, często dzieje się to dzięki zbiorowym wysiłkom całej familii, ale jakoś się dzieje i na tym polega merytokracja.
Rodzice obecnego gubernatora Luizjany wprawdzie zdobyli dyplomy, ale zrobili to w Indiach. Ich syn – Boby Jindal poszedł dalej licencjat uzyskał na prestiżowym Brown University, a pracę magisterską obronił w Oxfordzie, dzięki tak zwanemu Rhodes Scholarship. Jindal – republikanin był nawet rozważany jako kandydat na wiceprezydenta w 2008. Wyobraźmy sobie teraz, że w Polsce Hindus zostaje, powiedzmy, prezydentem Poznania, a potem mówi się o nim jako o jedynce PO w Warszawie.
W Paryżu, Berlinie czy Rzymie są zaś całe setki takich kawiarni. My w Europie ogólnie nie niwelujemy żadnych różnic społecznych, tylko nieudolnie maskujemy je socjalem. Hydraulik we Francji może żyć jak król, ale chłopiec z wyraźnym bretońskim akcentem i tak się nie dostanie na Sorbonę. Podobnie nikt na zachodzie Europy nie ma pomysłu co robić z imigrantami. Płacimy im przecież żeby był spokój, więc czemu się buntują? – pytają wyborcy. A ja pytam jak to jest, że Europa, która starzeje się tak szybko i ma tyle socjalnych udogodnień, przyciąga dwa razy mniej imigrantów niż pogrążone w kryzysie Stany, które podobno przybyszy bezlitośnie wykorzystują? I dlaczego nawet ta mniej liczna grupa, która do UE przyjeżdża, przez lata zupełnie się nie asymiluje?
Chciałbym się do czegoś przyczepić, bo zawsze to jednak ciekawiej się trochę pospierać niż zgadzać, ale niestety nie mam do czego:)
OdpowiedzUsuńPełna zgoda Michale, dopływ przepływ pomiędzy kastami jest w Europie minimalny. Mam wrażenie, że w Polsce być może jedynym okresem kiedy te bariery były mocno ograniczone był okres PRL. Co by o tych czasach nie mówić to jednak faktem jest, że bardzo wiele osób "z ludu" trafiło do elit naukowych czy kulturalnych. Mam wątpliwości czy w tej chwili ten mechanizm ma szansę zadziałać na taką skalę.
Perspektywy przed Europą są raczej ponure, aczkolwiek jesteśmy już chyba za starzy żeby to nas jakoś istotnie dotknęło;)
Najbliższe kilkadziesiąt/sto lat pokaże który model społeczny jest skuteczniejszy: amerykański czy chiński. Mam wrażenie, że Chińczycy są jeszcze bardziej kastowym i hermetycznym społeczeństwem niż Europejczycy. Mam wielką nadzieję, że jednak noga im się powinie;)
Pozdrawiam serdecznie,
Adam