Mówi się o lekkim ożywieniu na Wall Street. Ja sądzę jednak, że kryzys jeszcze trochę potrwa, zaś moim kamieniem probierczym są cukierki, a konkretniej polskie krówki.
Ale po kolei. Jeszcze niedawno czymś naturalnym było, że Polacy wyjeżdżający za chlebem do USA przysyłali do kraju dolary w tanich, zielonkawych kopertach. Koperty te zaś były nagminnie otwierane przez polskich listonoszy celem opędzlowania waluty. Sam jako pacholę dostawałem takie listy z dwudziestoma dolarami na urodziny, od świętej pamięci cioci Broni z New Jersey. Bywało w tych zamierzchłych czasach, że doręczycielowi nawet nie chciało się bawić otwieranie pod parą. List był zwyczajnie rozerwany, a potem "na chama" sklejony taśmą. Jakieś półtora miesiąca temu przydarzyła się natomiast przygoda wręcz odwrotna. Moja Przeukochana Żona wysłała mi mianowicie na imieniny kawałek ojczyzny, czyli paczkę z cukierkami. Paczka przyszła po ponad dwóch miesiącach z wyraźnymi śladami wielokrotnego otwierania i zamykania. Nie było to samo w sobie zbyt dziwne, deklaracja celna wypełniana na poczcie wprost poucza, że przesyłka do USA może być "oficjalnie otwarta." Pech zaś chciał, że krówki zostały nadane akurat w okresie, gdy w kilku innych paczkach odkryto bomby. Bardziej jednak zafrapował mnie to, że po konsultacji z moją żoną okazało się, iż co najmniej połowa krówek została zjedzona, o pardon.... przetestowana pirotechnicznie.
Bynajmniej nikomu nie żałuję. Na zdrowie! Zgadzam się jednak z tymi ekonomistami, którzy twierdzą, że trwałe ożywienie gospodarcze w USA może przynieść tylko nowy technologiczno-przemysłowy przełom na miarę powszechnej komputeryzacji. W gruncie rzeczy gdyby chodziło o starsze, bardziej skostniałe społeczeństwo i kraj o dłuższej historii powiedziałbym, że to chyba już koniec. USA to jednak geopolityczny młodziak, a o przykładach innowacyjności i witalności tego społeczeństwa napiszę więcej już niedługo.
Pytanie czy krówki zostały zeżarte przez łapczywczych Polaków, nie chcących aby zbyt wiele cennych krówek opuszczało Ojczyznę, czy jednak jak sugerujesz przez niedożywionych, pogrążonych w anemii pracowników US Mail, którym te krówki zapewniły przedłużenie ich nędznej wegetacji o kilka dni...
OdpowiedzUsuńStawiam na panią z poczty na Świętokrzyskiej, bo wypytywała, co to są te "sweets" z błyskiem zainteresowania niezdrowego. Jako, że te krówki były z Milanówka, trzeba mieć dla niej zrozumienie :P
OdpowiedzUsuń