Luizjański notes
Zapiski doktoranta, którego los rzucił na uczelnię o wdzięcznie brzmiącej nazwie Louisiana State University (Baton Rouge).
wtorek, 9 sierpnia 2011
Nikt nie jest za duży by upaść.
czwartek, 21 lipca 2011
KLASYK O PIERWSZYM WIELKIM KRYZSIE FINANSOWYM:

Ludy Betyki, czy chcecie być bogate? Wyobraźcie sobie, że ja jestem bardzo bogaty i wy również: uwierzcie niezłomnie co rano, że fortuna wasza zdwoiła się wciągu nocy; wstańcie następnie z łóżka i jeśli macie wierzycieli, spłaćcie ich tym, coście sobie wyroili, i powiedzcie im, aby i oni wyroili sobie to samo.
Monteskiusz napisał te słowa w roku 1721 w związku z potężnym pan-europejskim kryzysem wywołanym przez spekulacje niejakiego Johna Lawa w roku poprzednim. Historyjka Monteskiusza opowiada o starożytnym kraju, którego mieszkańców pewien zdolny chłopiec przekonuje, że można handlować powietrzem. Cytat pochodzi z polskiego tłumaczenia Listów Perskich pióra Tadeusza Boya Żeleńskiego (PIW, Warszawa: 1979, s. 262).
Dziś nic dodać, nic ująć! Nawet miejsce się zgadza Betyka to przecież historyczna nazwa jednaj z prowincji Andaluzji! Chłopiec-spekulant jest zaś Grekiem!
środa, 6 lipca 2011
LEMINGI
środa, 9 lutego 2011
De Le Gras en Amérique

Kochani, naszedł już czas, by rozważyć na łamach mojego bloga jedną z wielkich tajemnic wszechświata, chwycić prawdziwego byka istnienia za rogi - podejmę temat tuszy Amerykanów.
sobota, 29 stycznia 2011
Nigdy nie jest za późno!

Europejczycy tradycyjnie starają się zawsze zorganizować swoje życie tak żeby się ono mniej więcej po czterdziestce "ustatkowało”, w USA mam wrażenie, że ambicją wielu jest coś wręcz przeciwnego. Na małej rodzinnej uroczystości u mojego przyjaciela miałem przyjemność poznać Margaret, jego babkę - lat 79 i jej męża Jacka - lat 81, byli małżeństwem od roku. Przy okazji spotkałem też ich bratanka, wuja mojego przyjaciela. Anthony przez ćwierć wieku był chemikiem, kilka lat temu poszedł na studia prawnicze, bo chciał spróbować czegoś nowego, w tym roku otworzył kancelarię. Początkowo myślałem, że to naprawdę jakaś niezwykła rodzina. Podobne historie powtarzały się jednak i wśród innych moich znajomych. Tu wiekowe małżeństwo wyjeżdżało w podróż dokoła świata, tam ktoś zaczynał się nagle uczyć się chińskiego, ówdzie pięćdziesięcioletni mąż żonie i ojciec dzieciom postawiał zostać ratownikiem medycznym, bo nie lubił pracy biurowej.
Poza ucieczkami od biurka, bywają też i powroty, na przykład do ławek. "Dwadzieścia dwa lata temu wyprosił mnie pan z sali, bo z koleżanką przeszkadzałyśmy w prowadzeniu zajęć. Wróciłam i obiecuję, że będę już grzeczna" - powiedziała w mojej obecności pewna studentka na pierwszym w tym semestrze wykładzie wybitnego historyka teorii politycznych.
Jeśli zaś mowa o studentach, to jednym z najciekawszych przypadków jest chyba Jam (to skrócona wersja jego imienia) - Amerykanin hinduskiego pochodzenia, z którym chodzę na kurs języka francuskiego. Ma on 75 lat, urodził się w Indiach jeszcze jako poddany Korony Brytyjskiej. W USA jest z przerwami od ponad 30 -tu lat. Pracował jako inżynier dla firm i ośrodków badawczych z całego świata. Jako emeryt był zatrudniony na pół etatu w uniwersyteckim laboratorium, ale się nudził, więc zaczął studiować psychologię - program licencjacki, od pierwszego roku; ostatnio zaczął drugi semestr! "Dlaczego psychologia?" - zapytałem go pewnego razu po zajęciach. "Poznałem wielu ludzi. Chciałbym teraz zrozumieć dlaczego są, jacy są."- odpowiedział prawie bez zastanowienia. "A co potem? Chcesz być psychologiem?" - nie wytrzymałem. "Nie wiem, nie planuję już na więcej niż rok do przodu. Na razie chcę tylko się uczyć, chcę wiedzieć dla samej wiedzy"- powiedział z błyskiem w oku. Ja zaś stwierdziłem wtedy, że Jam jest filozofem w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Powątpiewam w polityczną rzetelność prezydenta Obamy i jak wielu Polaków jestem bardzo krytyczny wobec jego polityki zagranicznej. W jednym jednak się z obecnym prezydentem USA zgadzam. Podczas tegorocznego State of the Union Address Barack Obama stwierdził mianowicie: "That is what Americans have always done, for the lat 200 years, they have reinvented themselves." Być może brzmi to nieco idealistycznie, ale właśnie ta umiejętność "wymyślania się na nowo" pozwala mi na optymizm w ocenie perspektyw dla USA. Przypomina mi się tutaj też historia niejakiego Harlanda Davida Sandersa, lepiej znanego jako "Colonel Sanders" (patrz zdjęcie na początku posta). Jegomość ów w wieku 65 został zupełnym bankrutem, następnie zaś od podstaw stworzył pewną firmę franczyzującą recepturę na dania z kurczaka - firma ta nazywała się...KFC. Sanders jeszcze za swego życie zamienił ją w potężny, międzynarodowy koncern. A o tym czy to wyszło na zdrowie kosumentom kurczaków będzie już innym razem - za tydzień napiszę bowiem o tyciu i otyłości w USA.
niedziela, 9 stycznia 2011
środa, 5 stycznia 2011
Krówki, kryzys i geopolityka
Ale po kolei. Jeszcze niedawno czymś naturalnym było, że Polacy wyjeżdżający za chlebem do USA przysyłali do kraju dolary w tanich, zielonkawych kopertach. Koperty te zaś były nagminnie otwierane przez polskich listonoszy celem opędzlowania waluty. Sam jako pacholę dostawałem takie listy z dwudziestoma dolarami na urodziny, od świętej pamięci cioci Broni z New Jersey. Bywało w tych zamierzchłych czasach, że doręczycielowi nawet nie chciało się bawić otwieranie pod parą. List był zwyczajnie rozerwany, a potem "na chama" sklejony taśmą. Jakieś półtora miesiąca temu przydarzyła się natomiast przygoda wręcz odwrotna. Moja Przeukochana Żona wysłała mi mianowicie na imieniny kawałek ojczyzny, czyli paczkę z cukierkami. Paczka przyszła po ponad dwóch miesiącach z wyraźnymi śladami wielokrotnego otwierania i zamykania. Nie było to samo w sobie zbyt dziwne, deklaracja celna wypełniana na poczcie wprost poucza, że przesyłka do USA może być "oficjalnie otwarta." Pech zaś chciał, że krówki zostały nadane akurat w okresie, gdy w kilku innych paczkach odkryto bomby. Bardziej jednak zafrapował mnie to, że po konsultacji z moją żoną okazało się, iż co najmniej połowa krówek została zjedzona, o pardon.... przetestowana pirotechnicznie.
Bynajmniej nikomu nie żałuję. Na zdrowie! Zgadzam się jednak z tymi ekonomistami, którzy twierdzą, że trwałe ożywienie gospodarcze w USA może przynieść tylko nowy technologiczno-przemysłowy przełom na miarę powszechnej komputeryzacji. W gruncie rzeczy gdyby chodziło o starsze, bardziej skostniałe społeczeństwo i kraj o dłuższej historii powiedziałbym, że to chyba już koniec. USA to jednak geopolityczny młodziak, a o przykładach innowacyjności i witalności tego społeczeństwa napiszę więcej już niedługo.